Najwięcej samobójstw
jest o świcie;
nim pierwszy promyk
nadziei pojawi się
zza horyzontu
i przegoni demony
zwijające gruby powróz
oplatający bladą szyję.
Kiedy ciało płonie
w szale rozpaczy
ze skrzywioną maską
twarzy, suchymi ustami
wołającymi niemo o ratunek;
skrywając się w cieniu
przed śledzącymi go
wszędzie gwiazdami.
Ucieka człowiek ten
przed ogniem, który
trawi jego trzewia
płacąc chwilą bólu
zewnętrznej skorupy
żegna cierpienie.
Tchórz wobec życia
kalejdoskopu.
Odważny wobec śmierci
niezgłębionej.